1 listopada na Węgrzech zostanie ogłoszony stan zagrożenia wojną. Coś wam to przypomina? Jeśli tak to skojarzenia są prawidłowe.
Nie jest to pierwszy stan wojenny ogłoszony w ostatnim czasie na Węgrzech. Poprzednio wprowadzono go w maju tego roku, zastępując nim specjalne regulacje wprowadzone w związku z pandemią.
Oczywiście są duże różnice. Węgry Anno Domini 2022 r. nie są Polską 1981 r. Inne też są możliwości, którymi rząd węgierski dysponuje.
Niemniej na Węgrzech mamy do czynienia z ciągłym i coraz głębszym rozmontowywaniem demokracji. Stłumiono już wolność słowa, tłumi się wolność nauki i nauczania, coraz silniej tłumi się wolność gospodarczą.
Okoliczności zewnętrzne tym groźnym zjawiskom tylko sprzyjają. W imię zachodniej (może raczej "zachodniej") jedności przymyka się oko na zagrożenia demokracji w swoim własnym obozie, choć oczywiście co pewien czas słyszymy, że na coś tam Parlament Europejski, czy rzadziej, Komisja Europejska się nie godzi.
Mniej martwi mnie Orban, jego pomysły czy politycy z krajów Unii Europejskiej (a przecież są tacy - w Polsce, Niemczech, Francji, Austrii, Włoszech czy Hiszpanii), którzy by chcieli iść w ślady węgierskiego polityka. Bardziej mnie martwią wspomniane instytucje unijne. Już teraz powinny one przeciwdziałać negatywnym tendencjom, wspierając wolność słowa - gdyż ona jest fundamentem ustroju demokratycznego. Tymczasem na naszych oczach - teraz - wali się cały dotychczasowy system "dystrybucji" informacji w Polsce i w całej Unii Europejskiej. U nas jest to szczególnie mocno widoczne, gdyż w krajach "starego" Zachodu redakcje prasowe są silniejsze, gazety mają więcej kupujących a niezależne telewizje i stacje radiowe większe budżety. Ale i tam widać już pewne zalążki kryzysu.
Natomiast u nas jest dramat. Nie zdziwię się, jeśli w stosunkowo krótkim czasie zniknie szereg redakcji prasowych (internetowych, drukowanych itd.). A te, które pozostaną skarleją do tego stopnia, że ze względu na brak dziennikarzy (już teraz idą masowe zwolnienia) przestaną dostarczać nam wartościowe i ważne informacje. A to co pozostanie, jeszcze bardziej uzależni się od urzędników i polityków (szczebla centralnego czy lokalnego - nieważne) i biznesu.
Mateusz Cieślak
***
Uwaga
Tych 200 tys. ludzi naprawdę nie musiało umrzeć.
Poruszający film o pandemii – aby zobaczyć kliknij nasze logo.
***
Comments