NFZ gorszy od powodzi? Wielka woda miała ocalić szefową resortu zdrowia przed dymisją. Co wie minister Leszczyna a czego może nie wiedzieć?
Podobno tak źle jeszcze nie było. Szpitale zaczęły odsyłać pacjentów, zamykać poradnie i oddziały. Domagają się pieniędzy za leczenie pacjentów, ale NFZ odpowiada, że nie ma funduszy.
Dramatyczne sygnały płyną w zasadzie ze wszystkich zakątków kraju. Trudna, albo bardzo trudna sytuacja dotyczy lecznic aż w 11 województwach.
– Nie mamy za co leczyć – mówił Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, podczas spotkania w Ministerstwie Zdrowia, do którego doszło na początku września.
Posłuchali wyborczej obietnicy
Co więc się stało po dziesięciu (obecnie) miesiącach rządów Koalicji Obywatelskiej? Moi rozmówcy przypuszczają, że szefowie szpitali po prostu wzięli na poważnie wyborczą obietnicę tych, którzy wybory wygrali. W kampanii wyborczej Koalicja Obywatelska przedstawiła kilkadziesiąt konkretów. Konkret numer 30 mówił: "Zniesiemy limity NFZ w lecznictwie szpitalnym, dzięki czemu znacząco skróci się czas oczekiwania na konsultacje i zabiegi".
Szpitale i lekarze robili to, co do nich należy. Przyjmowali chorych i ich leczyli. Potem wystawili za to leczenie rachunki, ale NFZ nie miał pieniędzy, by za wszystko zapłacić.
Strategiczny prowincjonalizm
Szczególnym symbolem tej dramatycznej sytuacji stał się szpital w Żywcu. To lecznica położona na obrzeżach województwa śląskiego i kraju. W tym przypadku głęboki prowincjonalizm tego szpitala stanowi zarazem o jego strategicznym znaczeniu. Jest to bowiem jedyna placówka oferująca leczenie szpitalne na Żywiecczyźnie, w regionie zamieszkałym przez ponad 150 tys. osób. Jeśli jej zabraknie, mieszkańcy Żywca i okolicznych miejscowości będą musieli korzystać ze szpitali odległych o kilkadziesiąt kilometrów.
Tak jak inne szpitale w Polsce, ten szpital przyjmował pacjentów i leczył w liczbie większej niż przewidywał to kontrakt z NFZ. Gdy wystąpił o zapłatę za tak zwane nadwykonania, NFZ odmówił. Nie zapłacił za tych pacjentów, których nie było "w kontrakcie". W ten sposób szpital został ukarany za realizację zasady, że to pacjent ma wybierać lekarza, który go leczy. NFZ natomiast postąpił wbrew zasadzie, że "pieniądze idą za pacjentem".
Wielkie problemy w tym szpitalu narastały od miesięcy. Już w marcu odeszło stamtąd 21 lekarzy, a pozostali, ze względu na brak pieniędzy, zredukowali liczbę godzin pracy. To tylko pogłębiło problemy placówki, która nie była w stanie zapewnić ciągłości działalności leczniczej.
Minister się myli?
Minister zdrowia Izabela Leszczyna w publicznych wypowiedziach zarzuciła szpitalowi w Żywcu, że jego problemy wynikają z realizowania zabiegów, które nie były zakontraktowane przez NFZ. Minister krytykowała szpital, sugerując, że nie przestrzegał zasad kontraktowych i wykonywał procedury, które nie były przewidziane w umowie z Funduszem.
Ktoś wprowadził minister Leszczynę w błąd, gdyż nie była to prawda. Karolina Kocięcka, rzeczniczka prasowa żywieckiej lecznicy, wyjaśniała: „To nie do uwierzenia, że minister zdrowia mówi takie rzeczy. Po pierwsze, u nas nie dokonuje się zabiegów kardiochirurgii na dużą skalę. Pani minister myli ją z kardiologią inwazyjną. Taki oddział rzeczywiście mamy i wykonujemy zabiegi. I mamy tu nadwykonania. Kontrakt opiewa na około milion złotych, a wartość dokonywanych zabiegów na ponad 2,3 mln”.
Przed publikacją artykułu poprosiliśmy panią minister o komentarz. Z niecierpliwością go oczekujemy - po jego otrzymaniu publikację zaktualizujemy.
Powagę sytuacji odzwierciedla strona internetowa szpitala. Wyskakuje tam okienko z dramatycznym apelem: „Pozwólcie nam leczyć. Brak zapłaty przez NFZ za leczenie = zamknięcie szpitala”. Dodajmy, że chodzi o szpital, który prowadzi 11 oddziałów, w tym intensywną terapię, oddziały onkologiczne, oddział kardiologiczny oraz kardiochirurgię.
Przekleństwo nadwykonań
Niestety nie jest to jedyna placówka szpitalna w Polsce, która ma ogromne problemy. Tomasz Król, rzecznik prasowy szpitala w Strzelinie, ostrzegł, że placówka może mieć trudności z utrzymaniem personelu i infrastruktury ze względu na brak środków na pełne pokrycie kosztów leczenia stacjonarnego oraz rehabilitacji leczniczej. Szpital Wojewódzki w Piotrkowie Trybunalskim czeka na 57 milionów złotych za nadwykonania zrealizowane w okresie od stycznia do czerwca 2024 roku. W kwocie tej mają zawierać się leki z programów lekowych i chemioterapia (blisko 26 milionów złotych). Choć placówka funkcjonuje, brak gwarancji szybkiej zapłaty za te nadwykonania stawia szpital w trudnej sytuacji finansowej.
W szpitalu w Busku-Zdroju podjęto decyzję o redukcji liczby wykonywanych zabiegów. Wszczepianie endoprotez ograniczono aż o 50 proc., a dyrektor szpitala, Grzegorz Lasak, poinformował, że choć takich ograniczeń nie planowano, to brak płatności za nadwykonania wymusił na placówce te działania.
W szpitalu w Rawie Mazowieckiej ograniczenia dotyczą świadczeń pulmonologicznych, leczenia przewlekłych ran, świadczeń psychologicznych i psychoterapeutycznych dla dzieci i młodzieży, a także chirurgii, urologii i ortopedii. Ze względu na brak zapłaty za świadczenia limitowane, w szpitalu tym pogłębiły się problemy finansowe.
Do lekarza w przyszłym roku
Miejski Szpital Zespolony w Rzeszowie aż o 60 proc. ograniczył liczbę wykonywanych planowych zabiegów endoprotezoplastyki stawu biodrowego i kolanowego. Dyrektor Grzegorz Materna poinformował, że ponieważ NFZ nie zapłacił za nadwykonania, szpital musiał zmniejszyć liczbę zabiegów z 50 do 20 miesięcznie. Szpital zmaga się z zadłużeniem i brakiem pieniędzy na pokrycie kosztów świadczeń zdrowotnych.
Również szpital w Lubaczowie zmniejszył liczbę zabiegów wszczepienia endoprotez – i to aż o połowę. Przyczyną, jak w poprzednich przypadkach, jest brak płatności za nadwykonania. Aby uniknąć jeszcze większych problemów finansowych niż te obecne, ograniczono również liczbę świadczeń rehabilitacyjnych.
Szpitale w Koninie, Szamotułach i wielu innych miejscach informują o odwoływaniu zaplanowanych już wizyt, a nawet o przesuwaniu niektórych planowanych badań i zabiegów na przyszły rok. Kolejki, w których czekają pacjenci, przesuwają się nawet o kilka miesięcy.
Prośby, groźby, złorzeczenia
Słychać prośby, płacz, rozpaczliwe błagania, a nawet złorzeczenia i groźby. Moi rozmówcy mówią, że takiej sytuacji w polskim szpitalnictwie jeszcze nie było. Pomimo wiecznych kolejek, problemy z płatnościami za nadwykonania wcześniej nie przekładały się aż tak bezpośrednio na większe problemy pacjentów. Teraz jednak jest inaczej.
Co więc się stało? Polska, podobnie jak wiele innych krajów, mierzy się z problemem starzejącego się społeczeństwa, co zwiększa zapotrzebowanie na usługi medyczne. System ochrony zdrowia nie został dostosowany do tego trendu demograficznego. Jednak to nie jest jedyna przyczyna obecnej, bardzo głębokiej zapaści.
Nasi rozmówcy, wśród których jeden jest prezesem szpitala, a inny przedstawicielem organizacji skupiającej lecznice, jako główny powód wskazują rosnące koszty wynagrodzeń. Ustawa z 2017 roku wymusiła podwyżki pensji. Koszty związane z zatrudnianiem lekarzy, pielęgniarek, salowych i innego personelu stale rosną, a wyceny świadczeń zdrowotnych za tym wzrostem nie nadążają. Nie nadążają też za innymi, stale rosnącymi kosztami działalności.
Niewypłacone nadwykonania to jednak czynnik wskazywany przez wszystkich jako jedna z naczelnych przyczyn obecnej zapaści. Rosną koszty operacyjne działalności szpitali, również ze względu na inflację. Miała ona wpływ na coraz wyższe koszty żywienia, prania, usług administracyjnych czy ochrony. Tymczasem rządzący zachęcali szpitale do nadwykonań, apelując, by w ten sposób skrócić duże kolejki do specjalistów i oczekujących na zabiegi. Dyrektorzy szpitali, biorąc pod uwagę te zachęty, mieli prawo oczekiwać, że NFZ pokryje koszty nadwykonań. Tak się jednak nie stało. Dla przykładu, tylko w województwie śląskim szpitale podlegające urzędowi marszałkowskiemu czekają na 233,1 mln zł za nadwykonania.
Miliardy na onkologię
Wydaje się, że obecne kierownictwo Ministerstwa Zdrowia nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, mimo że problemy szpitali, nie tylko powiatowych, eskalują. Być może mamy już do czynienia z załamaniem systemu. Co na to resort odpowiedzialny za stan ochrony zdrowia, w tym za szpitalnictwo?
Na początku października ministerstwo ogłosiło konkurs na wykorzystanie aż 5,2 miliarda złotych. Konkurs adresowany jest do szpitali znajdujących się w Krajowej Sieci Onkologicznej. To oczywiście bardzo ważne, ale to nie te szpitale znajdują się w najtrudniejszej sytuacji.
Czy minister Izabela Leszczyna w ogóle wie, co się dzieje? Powinna. Na początku września kierownictwo resortu spotkało się z szefami szpitali powiatowych. To właśnie wtedy prezes Malinowski mówił: „Nie mamy za co leczyć.”
Na tym spotkaniu Ministerstwo Zdrowia zadeklarowało, że podejmie pilnie działania służące ratowaniu szpitali. Wiceminister Jerzy Szafranowicz powiedział: „W najbliższym czasie będziemy się spotykać z wojewodami, wojewódzkimi kierownikami wydziałów zdrowia oraz dyrektorami NFZ i rozmawiać o planowanych zmianach.” I zapadła cisza.
Rzeczniczka dyrektorką
Przy okazji sprawy szpitala w Żywcu trudno było nie odnieść wrażenia, że minister Leszczyna posiada nie do końca prawdziwe informacje. Przyjrzyjmy się więc temu, w jaki sposób minister Izabela Leszczyna zorganizowała pracę swojego ministerstwa. Dyrektorem generalnym mianowała ona Martę Maciążek, którą zna jeszcze z pracy w Ministerstwie Finansów. Marta Maciążek, uznawana za osobę nieusuwalną, a nawet bardziej wpływową od samej minister Leszczyny, odgrywa kluczową rolę w polityce personalnej resortu.
Jak więc ta polityka personalna wygląda? Podajmy kilka przykładów. Niewątpliwie ważnym stanowiskiem w każdym ministerstwie jest funkcja dyrektora Biura Ministra resortu. Posadę tę objęła Agnieszka Sanojca. Powołano ją również do Komisji Ekonomicznej, gdzie weszła w miejsce Łukasza Szmulskiego, odwołanego wcześniej ze stanowiska dyrektora Departamentu Polityki Lekowej Ministerstwa Zdrowia.
Przed zatrudnieniem w ministerstwie Agnieszka Sanojca pracowała przez kilka miesięcy jako rzeczniczka prasowa Szpitala Wojewódzkiego w Częstochowie. Sama Sanojca o sobie: „Jestem menedżerem z 20-letnim doświadczeniem w planowaniu oraz wprowadzaniu działań marketingowo-handlowych o różnym stopniu zaawansowania i wielkości budżetu, a także prowadzeniu, inspirowaniu i rozwijaniu zespołów projektowych”. Na LinkedIn podaje następującą ścieżkę zawodową: dyrektor Biura Ministra, rzecznik prasowy (od maja do grudnia 2023), menedżer ds. obsługi klienta instytucjonalnego i marketingu, menedżer ds. utrzymania klientów kluczowych, specjalista ds. promocji i marketingu, podinspektor w Urzędzie Miasta Częstochowy, specjalista ds. obsługi klienta, przedstawiciel handlowy, specjalista ds. marketingu i reklamy, pracownik działu marketingu.
Warto powiedzieć, czym zajmuje się Komisja Ekonomiczna, do której Sanojca została powołana. To reprezentacja Ministerstwa Zdrowia, która prowadzi negocjacje z koncernami farmaceutycznymi. Jej zadaniem jest wspieranie ministra zdrowia w kształtowaniu krajowego systemu refundacyjnego. Innymi słowy, to od niej w dużym stopniu zależy, które leki i wyroby medyczne objęte są refundacją, a które nie i jaka jest wysokość tej refundacji.
Ministerialne kariery
Karierę w Ministerstwie Zdrowia robi Damian Węgrzyński, który jest pełnomocnikiem ministra zdrowia do spraw profilaktyki zdrowotnej i współpracy międzyresortowej. Wcześniej był on dyrektorem biura poselskiego Izabeli Leszczyny w Częstochowie. Jest również szefem gabinetu politycznego Leszczyny.
Jak nas poinformowało Ministerstwo Zdrowia, Marta Maciążek nie miała wpływu na zatrudnienie Sanojcy i Węgrzyńskiego. To ludzie minister Leszczyny. Z kolei dyrektor Maciążek miała wpływ na zatrudnienie Małgorzaty Cecherz czy Pauliny Sosin-Ziarkiewicz.
Małgorzata Cecherz została wicedyrektorką Departamentu Oceny Inwestycji Ministerstwa Zdrowia. “Gazeta Wyborcza” w czerwcu pisała o niej: „Przez ostatnie kilkanaście lat pracowała dla koncernu BMW”. A sama Cecherz przedstawia się tak: „Dyrektor marketingu (CMO) z udokumentowanym doświadczeniem w generowaniu zyskownego wzrostu i dogłębną znajomością obszarów marki, marketingu, sprzedaży i obsługi klienta, szczególnie w segmentach premium i luksusowych branży kosmetycznej i motoryzacyjnej”.
“Gazeta Wyborcza” zwróciła uwagę również na nominację Pauliny Sosin-Ziarkiewicz, która jest wicedyrektorką Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia. To prawniczka, która od stycznia 2023 do maja 2024 pracowała w Infarmie. Stowarzyszenie Przedstawicieli Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych Infarma, jak czytamy na stronie internetowej związku: „reprezentuje 25 wiodących firm sektora farmaceutycznego, prowadzących działalność badawczo-rozwojową i produkujących leki innowacyjne”. Wśród członków Infarmy są między innymi: Roche, Pfizer, Novartis, Johnson & Johnson, Biogen, Bayer czy AstraZeneca.
Od grudnia ubiegłego roku zmieniło się już kilku rzeczników prasowych i dyrektorów Biura Komunikacji MZ. To z pewnością nie wpływa dobrze na politykę informacyjną resortu. Nie bardzo więc wiadomo, jak idą sztandarowe obietnice zdrowotne Koalicji Obywatelskiej: refundacja zabiegów in vitro, akcja szczepień przeciwko HPV wśród dzieci i młodzieży, ogólnopolska akcja badań mammograficznych oraz prace nad zmianami w zakresie dostępności e-papierosów.
Na marginesie wątku polityki personalnej może należy wspomnieć o aresztowaniu wicemarszałka śląskiego Bartłomieja S. Predstawiono mu zarzuty korupcyjne. W zarządzie woj. śląskiego Bartłomiej S. odpowiadał m.in. za “marszałkowskie” szpitale. Był on zaufanym i bardzo bliskim współpracownikiem Izabeli Leszczyny z Częstochowy. Stoi ona na czele struktur PO w tym mieście, zaś S. był jednym z jej wiceprzewodniczących. Z bardzo dobrego źródła dowiedzieliśmy się, że od pewnego czasu trwał konflikt pomiędzy obecnym marszałkiem a S., który miał pozostawać na stanowisku wicemarszałka dzięki poparciu Izabeli Leszczyny.
O włos od dymisji
Podobno było już o włos od dymisji Izabeli Leszczyny. Uratować ją miała powódź. Jednak ta sama powódź ponownie pokazała słabość ekipy wspierającej minister zdrowia. Gdzie była Izabela Leszczyna, gdy Donald Tusk udał się na tereny dotknięte powodzią i bezpośrednio zarządzał akcją ratowniczą? 20 września wzięła udział w pracach sztabu kryzysowego we Wrocławiu.
Podlegający jej dr Paweł Grzesiowski, szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego, ostrzegał przed zagrożeniem, jakie może spowodować spożycie nawet nierozpakowanej żywności, która miała kontakt z wodą powodziową: „Woda z powodzi to tak naprawdę rozcieńczone szambo.” Zabrakło jednak porządnej akcji informacyjnej, którą przeprowadziłoby Ministerstwo Zdrowia na temat zagrożenia tężcem czy chorobami wywoływanymi przez brud.
Tylko dla zalanych?
Nie było oczywiście tak, że Ministerstwo Zdrowia całkowicie przespało powódź. Wśród działań, o których warto wspomnieć, było uruchomienie dwóch dodatkowych zespołów Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w rejonach dotkniętych powodzią. Stacje sanitarno-epidemiologiczne na tamtych terenach postawiono w stan całodobowego pogotowia. Sprawdzano, w których miejscowościach apteki zostały zalane, i monitorowano dostęp pacjentów do lekarzy. Izabela Leszczyna za pośrednictwem platformy X apelowała: „Przekazujcie proszę informację o naszej infolinii tym, którzy potrzebują pomocy medycznej”.
Podczas wspomnianego posiedzenia sztabu kryzysowego we Wrocławiu minister Izabela Leszczyna poinformowała, które instytucje ochrony zdrowia ucierpiały w wyniku powodzi. Zalany został jeden szpital – w Nysie. Zalane zostały sanatoria lecznicze w Lądku-Zdroju i Długopolu. Ucierpiał 23 Wojskowy Szpital Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjny w Lądku-Zdroju, ośrodek rehabilitacji stacjonarnej we Wleniu czy psychiatryczny zakład opiekuńczo-leczniczy w Stroniu Śląskim.
W szpitalu w Nysie zniszczeniu uległ bardzo wartościowy sprzęt. Warte miliony złotych aparaty, w chwili gdy miasto zalewała fala powodziowa, znajdowały się w przyziemiu. Szpital stracił laboratorium oraz sprzęt diagnostyczny.
Zarówno ta lecznica, jak i pozostałe, mają być odbudowywane przy wykorzystaniu środków z KPO. A dlaczego by tych pieniędzy nie wykorzystać do rozwiązania problemów pozostałych polskich szpitali, które rząd zachęcał do nadwykonań? Z punktu widzenia szpitali to ogromne pieniądze, których brak oznacza mniej zabiegów i dłuższe kolejki do lekarzy. Ale KPO (przypomnijmy, że Krajowy Plan Odbudowy składa się ze 108 mld zł przyznanych Polsce w formie dotacji i 148 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek) to tak duży zastrzyk finansowy dla Polski, że nawet po zapłaceniu szpitalom zostanie bardzo dużo na różne inne potrzeby.
Mateusz Cieślak
***
Uwaga
Poruszający film o pandemii: "Czas próby, część trzecia". aby zobaczyć kliknij nasze logo.
Na stronie również inne ciekawe dokumenty filmowe. Zadziwią cię albo nawet zszokują.
***
Artykuł tytułu prasowego "Nowa Panorama"
Informacje o redakcji:
Wpisując w przeglądarce ten link zamień podkreślniki na kropki
Następnie wpisz w belce wyszukiwania hasło "stopka redakcyjna"
Mateusz Cieślak
Komentáře