Nie powiem, że niewiele mnie dziwi. Okazuje się, że jednak są takie rzeczy, które mnie dziwią trochę bardziej. Oto czytam, że Unia Europejska postanowiła wojować z najeźdźcą, który wywołał krwawą wojnę na wschód od naszej granicy... znakami drogowymi. Nie wiem, na ile taka broń może być skuteczna - wiele znaków zrobionych jest z tworzyw sztucznych, a przez to są one niezbyt twarde i podatne na łamanie. Urzędnicy UE zaproponowali zmianę prędkości na autostradach (a także na innych drogach). W większości krajów wspólnoty po autostradach można jeździć max. 130 km/h. Proponuje się zatem obniżenie tej maksymalnej prędkości o 10 km/h. Co będzie wymagać zmiany oznakowania.
Cd. poniżej.
***
Uwaga
Tych 200 tys. ludzi naprawdę nie musiało umrzeć.
Poruszający film o pandemii – aby zobaczyć kliknij nasze logo.
***
Wolniej mielibyśmy jeździć również po miastach, gdzie max. prędkość wynosi dziś 50 km/h. W przyszłości mogłoby to być nie więcej niż 40 albo nawet 30 km/h. Po co zmiana przepisów? Aby zaoszczędzić paliwo. Jadąc wolniej kierowcy będą zużywać mniej benzyny czy ropy. Na papierze może to i da się rozsądnie uzasadnić. W UE na 1000 mieszkańców przypada 628 samochodów. A tych mieszkańców jest 447,7 mln. Sądzę jednakże, że te wolniej jadące samochody, częściej mogą stać w korkach. O ile na pewno będą jeździły wolniej. W Katowicach od iluś lat jest Strefa Tempo 30. Konia z rzędem temu, kto przekona katowickich kierowców do tego, by tam jeździli z taką właśnie prędkością. Widzę za to inny efekt takiej doniosłej akcji. Miliony znaków do wymiany trzeba będzie wyprodukować. A następnie rozwieźć i zamontować na miejsce tych starych. Te stare zaś zutylizować, wcześniej wioząc na miejsca składowania odpadów.
Mateusz Cieślak
***
Uwaga
Tych 200 tys. ludzi naprawdę nie musiało umrzeć.
Poruszający film o pandemii – aby zobaczyć kliknij nasze logo.
***
Fot. Pixabay.
Lubię to!
Komentarz
Udostępnij
Kommentare